Jakiś czas temu szerokim echem odbiła się w świecie fanów kina gore i japońskiego kina ekstremalna i szalona produkcja pod tytułem Machine Girl, która swą bezkompromisowością zauroczyła spragnionych mocnych wrażeń i dużej ilości posoki
[empty] widzów. Nie bez powodu wspominam o tym obrazie, gdyż omawiane tutaj dzieło Yoshihiro Nishimury rozegrane zostało w identycznej konwencji balansującej na granicy mangi ikrwawego splattera. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości w Tokio, które z miejsca przywodzi na myśl mroczne futurystyczne pejzaże z Łowcy androidów. Kolejne nieprzypadkowe porównanie, bowiem fabuła ma tu konstrukcję łudząco podobną do klasycznego obrazu Ridleya Scotta. Głowna bohaterka imieniem Ruka (w tej roli znana z Audition Eihi Shiina)to uzbrojona w katanę policjantka, której zadaniem jest tropienie i eliminowanie tzw. inżynierów (w angielskim tłumaczeniu występują jako engineers), na poły ludzi, na poły maszyn, którzy potrafią modyfikować swoje ciało tak, by stawało się śmiertelną bronią. Dziewczyna właśnie prowadzi śledztwo w sprawie serii wyjątkowo brutalnych morderstw, za którymi najwyraźniej stoi jeden z inżynierów. Zagłębiając się w tę ponurą historię, Ruka natrafi jednocześnie
[empty] na ślady prowadzące do człowieka, który przed laty zamordował jej ojca... TworuNishimury nie sposób określić
[empty] inaczej niż mianem filmowego trashu, czy też mówiąc po polsku: zwykłego śmiecia. Zresztą obraz ten niczym więcej nie miał być. Tu chodzi o pokręcone do granic możliwości pomysły,
[empty] krew tryskającą z ucinanych kończyn i wypruwane flaki. Każdy miłośnik gore powinien być usatysfakcjonowanypomysłowością i poziomem wykonania scen gore. A tego otrzymujemy tu w ilościach naprawdę ogromnych. Co prawda w niektórych scenach efekty przywodzą na myśl bardziej produkcje Tromy, ale są to przykłady raczej rzadkie,
[empty] a przy tym ta tandetność również idealnie w tym przypadku wpisuje się w przyjętą konwencję, która zresztą jest w stanie pomieścić praktycznie wszystko. Czegóż tu nie ma! Historia zagubionej, samotnej dziewczyny, motyw zemsty za śmierć jednego z rodziców, historia policyjna, a do tego takie atrakcje, jak mężczyzna z wielkim działem w miejscu penisa, kobieta z krwiożerczą paszczą krokodyla od pasa w dół
[empty] czy tryskanie żrącym kwasem z sutków. To tylko kilka przykładów, a całe Tokyo Gore Police składa się takich drobnych smaczków. W tej pozycji liczą się jedynie jazda bez trzymanki i absurdalna wręcz groteskowość wszystkiego, co widzimy na ekranie. Albo się to kupuje, albo nie. I nie ma co kręcić nosem na prymitywizm czy nienaturalną grę aktorską, bo gdy ludzi
[empty] rwą na strzępy to... wióry lecą. Po Tôkyô zankoku keisatsu sięgać można
[empty] jedynie na własną odpowiedzialność, bo nie każdy jest odporny na tego typu postmodernistyczne zabawy, zwłaszcza w japońskim wydaniu. Ja dobrze wiedziałem, czego się spodziewać i całkiem miło bawiłem się w trakcie seansu. Muszę też przyznać, żefilmNishimury
[empty] znacznie bardziej przypadł mi do gustu niż wspomniana na wstępie Machine Girl, która w moim mniemaniu była sporym rozczarowaniem. Tutaj nie przeszkadzała mi aż tak bardzo umowność akcji, jej totalne przerysowanie i poziom nasączenia akcji kiczem. Choć muszę przyznać że i mnie nadmiar atrakcji pod koniec już nieco znużył. Ale w końcu o twórcach z Kraju Kwitnącej Wiśni rzadko można powiedzieć, aby grzeszyli oszczędnościąużywanych środków.